Mówiłeś mi, że przyciągam gniew, że za nic masz mą niewinność. Kazałeś mi trudną drogą iść, za stróża mieć tylko ciemność.


Wszyscy wylądowaliśmy w Sanatorium. Ciągle było tu sporo ludzi, lekarze i pielęgniarki mieli sporo roboty z naszymi ranami. W przeciwieństwie do chłopaków nas na sali było tylko trzy. Zresztą egzorcystek w ogóle było mało, ale przynajmniej miałyśmy spokój.
Cały Zakon znał już prawdę o mnie. Niektórzy wciąż nie wierzyli, co prawda znali mnie od jakiegoś czasu, ale w głowach im się nie mieściło, że egzorcysta może należeć do klanu Noah albo członek klanu Noah może być egzorcystą. Dwie odwiecznie walczące ze sobą siły w jednym organizmie. Nieśmieszny ten żart. Inni nie mieli takich skrupułów. Patrzyli na mnie jak na wroga. Chciałam się przed nimi ukryć, ale nie miałam, gdzie się schować. Mogłam mieć tylko nadzieję, że uda mi się jakoś to przetrwać.
Komui oczywiście nie mógł sobie przepuścić rozpaczliwej litanii nad włosami Lenalee. Ryczał i ryczał, irytując Matron, główną pielęgniarkę. Cóż, ludzie tu odpoczywają, dochodzą do zdrowia, a ten jak zwykle robi przedstawienie. Kompleks młodszej siostry.
Postanowiłam zmyć się na trochę, zresztą moje rany były już prawie zaleczone – jeden jedyny plus bycia Noah. Nikt mnie nawet nie zauważył, gdy kierowałam się do swojego pokoju. Prysznic i świeże ubranie nieco poprawiły mi humor. Wtedy też wybrałam się do Arki. Zobaczyłam ślad jedzenia, który kończył się pod sekretnym pokojem. Uśmiechnęłam się lekko, bo wiedziałam, kogo tu zastanę. Drzwi były otwarte, więc wsunęłam się cicho do środka.
– Tu jesteś.
– Przestraszyłaś mnie. – Aż się wzdrygnął.
– Trudno cię nie zauważyć. Po całej Arce rozrzuciłeś żarcie.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj. To nie moja własność. Mogę tu posiedzieć?
– Pewnie. Siadaj. Chcesz? – Podsunął mi bułkę.
– Nie, nie jestem głodna.
Siedziałam i myślałam. Tylko Allen nie traktował mnie jak wroga, reszta maskowała, nieudolnie w większości, niepokój związany z moją obecnością. O samej nienawiści już nie wspominając. Przy nim czułam się lepiej, normalnie. Mogłam być sobą. Gdyby nas nie rozdzielono, bylibyśmy przybranym rodzeństwem. Żałowałam, że tak się nie stało. Allen nie zostałby sam po śmierci Many, może nigdy nie próbowałby zamienić go w akumę. Może byłoby na początku ciężko, ale dalibyśmy sobie radę. Jednak na naszej drodze stanął Cross. I wszystko zmienił. Był świadomy, kim jestem. Musiał wiedzieć od początku. Krew we mnie wrzała na wspomnienie tego dnia, kiedy się pojawił i zamienił moje życie w piekło.
Spojrzałam na Allena. Razem z Timcampym opróżnili do połowy stojący obok worek z jedzeniem. Wciąż mnie dziwiło, ile potrafią pochłonąć. Dwa odkurzacze.
Westchnęłam ciężko. To było ponad moje siły.
– Dobrze się czujesz? – zapytał z troską.
– Nie wiem. Nie wiem, co tu robię. Chciałam spokoju, a znalazłam tylko kolejnych wrogów.
– Nie mów tak. Ja cię lubię.
– Ty jesteś inny. – Uśmiechnęłam się lekko i raczej niewesoło. – Nie przejąłeś się tym, co powiedziałam.
– A czym tu się przejmować? To nie twoja wina, że jesteś córką Czternastego.
– Który raz już to słyszę? Czy oprócz ciebie ktoś w to wierzy? Patrzą na mnie jak na wroga.
– Zmienią zdanie. Muszą się z tym oswoić. Daj im czas.
– Twój optymizm mnie powala, ale zmieńmy temat, bo zwariuję.
Przez chwilę milczał. Na jego twarzy zauważyłam smutek.
– Co jest, Allen? – zapytałam.
Nie podobało mi się to.
– Zanim przyszłaś, myślałem trochę o Manie. To on mi to zostawił. Te wspomnienia. W każdym odbiciu widzę tę postać. Nawet teraz. Tam, w oknie – przyznał z wahaniem.
– Muzyka?
– Tak. To wszystko jest takie dziwne.
– Arka obudziła w tobie Muzyka. To przejdzie, ale nie bez konsekwencji – odparłam.
– Co masz na myśli?
– Sama nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. Naprawdę nie wiedziałam. – To na pewno coś zmieni, ale nie wiem co.
– A Mana?
– Co Mana?
– Zamieniłem go w akumę. Powiedział, że mnie kocha. A jeśli chodziło mu o Czternastego? W końcu byli braćmi.
– Nie myśl o tym. Mana naprawdę cię kochał. Widziałam to. Musiałam dzielić się z tobą jego sercem. Nie mam do ciebie o to żalu. Nie martw się.
Usłyszeliśmy kroki. Ktoś w końcu zauważył naszą nieobecność i zaczął nas szukać. Usunęłam się w cienisty kąt pokoju. Allen patrzył na mnie zdezorientowany.
– Vi…? – Przyłożyłam palec do ust i wsunęłam się bardziej w cień.
Allen spojrzał na drzwi. Popełniliśmy błąd, zostawiając je otwarte. Do pokoju weszła Matron. Niezadowolona i zdenerwowana.
– Tu jesteś, Walker – powiedziała. – Czy was zawsze trzeba pilnować? Idziemy.
Złapała biedaka za ucho. Mnie nie zauważyła. Jako córka Noah już teraz miałam opanowane pewne zdolności. Takie jak wtapianie się w otoczenie. Wystarczało mi trochę cienia, by stać się niemal niewidzialną dla innych. Tylko ci, którzy wiedzieli, gdzie jestem, mogli dostrzec delikatny cień. Na ulicy wielokrotnie ratowało mi to życie.
Ostrożnie poszłam za nimi. Tak było bezpieczniej. Po drodze natknęliśmy się jeszcze na Kandę. Spotkał go taki sam los jak Allena.
– Następnemu zachciało się spaceru, co?
– Daj mi spokój. Poszukaj lepiej tej Noah.
Chłopak był wściekły, a ja dobrze się dzięki temu bawiłam. Poczułam satysfakcję z jego porażki. Dobrze wiedziałam, że już mnie wszędzie szukali. I nie znaleźli. „Odprowadziłam” ich do drzwi Sanatorium, później wybrałam się jeszcze na spacer. Nikt mnie nie widział. Cieszyłam się z tego faktu. Słyszałam, jak Kanda drze się do Komuiego, że wszystko mi wolno. Przypiął mi łatkę Noah. Tylko tak mnie od teraz określał. A to przyciągało do mnie wzrok pełny nienawiści i obrzydzenia. Nie mogłam, nie chciałam tego. Myślałam o ucieczce, ale nie wiedziałam, dokąd miałabym iść. Jedynym wyjściem była ulica, a tam nie chciałam wracać. Nawet jeśli musiałabym znosić Japończyka i jego humory. Do swojego pokoju wróciłam bardzo późno. Zasnęłam smutna i wyczerpana psychicznie. Zbyt dużo myślałam.
Rano wstałam niewyspana i rozdrażniona. Ukryłam wszystkie uczucia pod maską obojętności, nie chciałam nikomu pokazywać słabości. Zeszłam na stołówkę, która zionęła wrogością, odkąd tylko weszłam. Słyszałam przekoloryzowane opowieści o mnie. I o Allenie. Drażniło mnie to. Chłopak był niczemu winny. Nie powinni tak o nim mówić.
Co ze mną? Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie ich nienawiść. Wiedziałam, że muszę to jakoś przeżyć. Nawet Jerry nie był dla mnie miły. Mimo wszystko trochę mnie to zdziwiło, ale przełknęłam to. Przecież mnie nie otruł. Wrzaski Kandy zrobiły swoje. Siedziałam samotnie w kącie. Cóż miałam zrobić? Nic od nich nie chciałam. Nie obchodzili mnie. Kiedy podnosiłam na nich wzrok, wyniośle odwracali głowy. W końcu byli lepsi ode mnie. Wciąż powtarzali wydumane plotki.
– Allen to dobry chłopak.
Odwróciłam się. To Johnny, mały naukowiec w okularach i wielkich słuchawkach. Jego słowa odniosły skutek. Wszyscy na moment zamilkli wpatrzeni w niego.
– Daj spokój, Johnny. Oni wiedzą swoje. Nic tego nie zmieni – odpowiedziałam mu.
Spojrzał na mnie jednocześnie lękliwie i złowrogo. Za Allenem stał murem. Za mną nie.
– Nie musisz mnie lubić. W końcu jestem córką Noah. W jednym masz jednak rację. Allen to tylko chłopiec. Nie jest niczemu winny.
Nie czekałam na odpowiedź. Mój chłodny ton jeszcze bardziej ich do mnie zniechęcił. Zignorowałam to. Przynajmniej na zewnątrz, w środku jednak kipiałam ze złości. Miałam ochotę złożyć sąsiedzką wizytę z nożem w ręku pewnemu jakże uroczemu Japończykowi. Ale to by nic nie dało. Jedynie powiększyłoby wrogość w Zakonie.
Do jadalni weszli Allen i Lavi. Od razu mnie zauważyli.
– Tu się chowasz, siostrzyczko. – Walker był uśmiechnięty.
Aż nadto. Uniosłam lekko brew. „Siostrzyczko”? Aż tak przejął się moim pokrewieństwem z Maną? Ale to mu nie przysporzy przyjaciół, skoro przyznaje się do takiej brudnej Noah jak ja.
– Nie chowam się. Gdyby tak było, nie spostrzegłbyś mnie – odpowiedziałam z sarkastycznym uśmiechem.
– Wszyscy cię wczoraj szukali.
– Słyszałam. Zwłaszcza naszego wspólnego japońskiego przyjaciela. Tylko zapomniał, że noszę inne imię.
– Wiesz, że bywa złośliwy – odpowiedział Lavi, próbując jakoś załagodzić sytuację.
Pewnie się domyślił, że mimo wszystko trochę mnie to boli. Kanda zrobił wszystko, żeby potwierdzić moje pochodzenie. Żebym nie miała już szans na obronę.
– Nie prosiłam, abyście zachowali tę wiedzę w sekrecie – odpowiedziałam zimno. – To nie znaczy, że ten osioł ma się drzeć na cały budynek.
– Vivian…
– Daj sobie spokój, Allen. Żadne słowa nie zmienią mojego przeznaczenia. Nic od was nie chcę. Nie obchodzi mnie wasza nienawiść do mnie.
– To nieprawda. Ty też masz uczucia – oburzył się Walker.
– Jedno. Obojętność. Allen, ty nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz. Mnie jest wszystko obojętne. Za wiele razy zawiodłam się na ludziach, żeby mnie to teraz ruszyło.
Wstałam i przeszłam obok nich. W drzwiach pojawił się Kanda. Udałam, że go nie widzę. Dalszą drogę zatarasował mi Komui.
– Tu jesteś, Vivian. Martwiliśmy się o ciebie.
– Jasne. Zwłaszcza durny Kanda. A, zapomniałam ci podziękować, Yuu, za ogłoszenie mojego powrotu. Powinnam pchnąć cię nożem jeszcze w Arce, kiedy miałam okazję – powiedziałam z jadem.
– Trzeba było to zrobić, Noah.
Patrzyliśmy na siebie z nienawiścią. Atmosfera była coraz gęściejsza. Czułam wielką nienawiść do tego chłopaka. Miałam ochotę go zabić. Odwróciłam jednak wzrok, kiedy poczułam swędzenie przekleństwa.
– Umiesz tylko gadać, Noah.
– Nie zaczynaj, bo możesz skończyć jak twój ostatni przeciwnik.
– Uważaj, bo się przestraszę.
– Kanda, dość. – Komui przerwał mu. – Allen, chodź ze mną. A ty, Vivian, nie zniknij znowu.
– Będę u siebie.
Wróciłam do swojego pokoju. Tu byłam bezpieczna przed światem na zewnątrz, nie musiałam udawać, że wszystko jest w porządku, że mnie to nie boli. Nie miałam siły użerać się z Kandą i całą resztą. Dla nich i tak byłam stracona. Czekały mnie ciężkie dni. Ile ich jeszcze przede mną? Nie wiedziałam, może tylko kilka.

1 thoughts on “Mówiłeś mi, że przyciągam gniew, że za nic masz mą niewinność. Kazałeś mi trudną drogą iść, za stróża mieć tylko ciemność.

  1. nimikina pisze:

    Komentarze z corka-jednego-z-nich.blog.onet.pl
    Zbierała nimikina, spam wywalała. (Błędów nie poprawiała – pisownia oryginalna).
    ——————->
    ~mkm 2009-07-07 12:53
    ojej coraz cekawiej;D kiedy nowy rozdzial??
    ——————->łącznie: 1

Dodaj komentarz!